piątek, 23 sierpnia 2013

Maseczka intensywnie odżywiająca AA - umrzeć ze śmiechu

Umarłam! Ze śmiechu!

Co jakiś czas gdy mam trochę czasu dla siebie biorę długi prysznic, sauna, na włosy idzie odżywka, tak samo na twarz i dekolt. Często kupuję maseczki w saszetkach, za każdym razem inną. Skórę mam wrażliwą więc zwracam uwagę by kosmetyk pochodził od sprawdzonej przeze mnie firmy.

AA do takich firm należy. Co prawda przestałam użyć ich balsamów i kremów bo mnie rozczarowała ich jakość. Ale maseczka... postanowiłam zaryzykować. Wypluskałam się, wyprażyłam i na koniec ciach maseczka. Ładnie pachniała, miała przyjemną gęstą konsystencję. Nałożyłam na twarz i szyję. Poczułam delikatne szczypanie, ale momentalnie minęło. Umyłam ręce. I tu nie zwróciłam uwagi, na pewną rzecz.

Zdjęcie słabe bo trzęsły mi się ręce od śmiechu


Na przepisie wyraźnie napisane było, żeby po 15 minutach nadmiar zetrzeć wacikiem. No problem. Po 15 minutach poczłapałam do łazienki. Sięgnęłam po waciki i zaczęłam ścierać nadmiar maseczki z twarzy, szyi i dekoltu. Niestety w przepisie nie napisano, że waciki powinny być wycięte z papieru ściernego grubodziarnistego. Maseczka jest nie do usunięcia ze skóry! Marze się, ślizga, ale nie ma sposobu by zwykłym płatkiem kosmetycznym ją usunąć.

Na oporne kosmetyki mam emulsje micelarną, która radzi sobie z nawet najbardziej opornymi kosmetykami, a przy czym nie uczula mnie. Niestety emulsja polegał w starciu z  maseczką. maseczka przywarła na amen. stałam przed lustrem i śmiałam się gadając do siebie, że do końca życia już zostanę z tą maziają na twarzy. Widziałam przyklejone pasma włosów, utaplane w różowej paciai. Rano obudzę się, podniosę się z łóżka z poduszką przyklejoną do twarzy. Bo skoro tak przywarła ta glutoplazma do skóry, to co to taka poduszka.

Byłam gotowa napisać do NASA czy innych wysoko specjalizowanych ośrodków, że oto jest substancja genialna wprost w swej przywieralności. Ceramiczne klocki chroniące kadłub wahadłowca już nigdy nie odpadną o ile przyklei się je tą maseczką do kadłuba.

Oto nie muszę już inwestować w kołki rozporowe. Wystarczy niewielki kleks emulsji i najcięższa pólka na książki jest zamocowana do ściany na wieki wieków.

Dlaczego nie tknęło mnie przy myciu rąk, że sie jakoś ciężko zmywa to ustrojstwo?

Same efekty maseczki przyjemne. Skóra nawilżona, odżywiona. Zero podrażnień, alergii czy nieprzyjemnych efektów. Niestety na skórze zostaje tłusty film, którego nie sposób usunąc z racji nieusuwalnych właściwości maseczki.

Udało mi się maseczkę usunąć dopiero po kilkukrotnym myciu twarzy wodą z mydłem. Może gdyby uzyć szczotki lub pumeksu to poszłoby szybciej. Jakoś jednak nie chciałam ryzykować.

Podsumowując, jeśli chcesz odżywić i nawilżyć skórę wrażliwą, to maseczka jest fantastyczna. ładnie pachnie, dobrze się rozprowadza. Rozświetla cerę i dla skóry suchej na pewno się doskonale sprawdzi. jednak o ile maseczka jest na 15 minut, to należy przewidzieć pól godziny na liczne próby usunięcia mazidła z twarzy.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Przedziwna sytuacja z portalem ogłoszeniowym

Miałam dziś opublikować tu notkę o napojach energetycznych, których stałam się niemal koneserką, jednak jest coś co mnie dręczy od dłuższego czasu.

Od kilku lat zarządzam obiektem turystycznym. Do moich obowiązków należy dbanie o reklamę obiektu. Większość reklam jakie umieszczamy to reklama w internecie, w różnego rodzaju portalach bądź katalogach turystycznych. Zwykle sama wyszukuję portale w których warto dać ogłoszenie, czasami jednak pracownicy portali zwracają się do mnie z ofertą.

Jedną z metod jaką stosują portale ogłoszeniowe, jest wysyłanie przykładowych zapytań do obiektów turystycznych które nie posiadają wpisu w ich bazie danych. Oczywiście taki wpis, a więc zamieszczenie ogłoszenia wiąże się z uiszczeniem opłaty. Zwykle są to kwoty od 50 do 350 PLN netto.

Mam sprawdzone kilka firm prowadzących portale ogłoszeniowe z których trafia sporo zapytań. Mam tez takie portale, z których zapytań nie ma zbyt wielu, ale jednak niektóre z nich kończą się rezerwacjami. Co jakiś czas rozmawiam na temat portali ze znajomymi, którzy też działają w turystyce i odpowiadają za ogłoszenia i marketing. I tak od słowa do słowa zeszło na temat pewnego portalu.


Pracownicy portalu wysyłali przykładowe zapytania od turystów. Oczywiście, cała sztuczka polega na tym, że w zgłoszeniach nie ma danych kontaktowych, dopiero po opłaceniu abonamentu zapytania które spływają są pełnowartościowe. Ale...

Zastanowiło mnie kilka rzeczy:
Po pierwsze: Emaile z rezerwacjami które przychodziły, jako dane do kontaktu miały tylko adres email. Od wielu lat zajmuje się rezerwacjami i wiem, że ludzie pisza z róznych adresów email. Czasem to adres typu imię.nazwisko@nazwaportalu.pl, ale niezwykle często adresy pryuwatne mają nazwę użytkownika nic nie mówiącą, z cyklu kasia9248753, madpa81, vor_pi_do, etc. Emaile które przychodziły z tego portalu w 95% miały email imię.nazwisko@... i tu znajdowały się dosłownie cztery czy pięc najpopularniejszych portali (wp, interia, onet, itd.).
Po drugie: Żadne apytanie nie przyszło z adresu emailowego należacego do firmy. To ewenement bo bardzo często zapytania przychodzą z adresów służobowych.
Po trzecie: Nigdy w danych kontaktowych nie został podany numer telefonu. Bardzo często turyści podają numer telefonu, co jest istotne zwłaszcza gdy termin przyjazdu jest bliski. wtedy dzwonię do potencjalnego klienta. Wszystkie inne portale ogłoszeniowe dają turystom możłiwośc podania numeru telefonu.
Po czwarte: Żadna z osób która przysłała email nie istnieje w internecie. Z ciekawości sprawdziłam prawie połowę adresów "turystów" od których przyszło zapytanie. Google nie znalazł w sieci ani jednego miejsca gdzie pojawiłby się któryś z tych adresów email. To niezwykłe. Żadna z tych osób nie ma też profilu na FB.
Po piąte: Nikt z osób wysyłających zapytanie nie zrobił rezerwacji. Na kilkadziesiąt emaili w najgorętszym okresie, to niezwykłe. Żaden z pozostałych portali, w których mamy ogłoszenia, nie ma tak słabej średniej.

Po szóste: Wszystkie zapytania są tak ogólne, że mogą dotyczyć obiektu położonego nad morzem, w górach, nad jeziorem a nawet na Antarktydzie. Zwykle turyści piszą w zapytaniu, że interesuje ich możliwość wędkowania, albo że szukają miejsc w obiekcie dysponującym plażą. Ale gdyby w treści ogłoszenia ktokolwiek tak napisał, wtedy zapytanie nie mogłoby zostać wysłane do obiektów zlokalizowanych w górach czy na wyżynach, bo tam jednak trudniej o plażę. Żałuję, że nie zrobiliśmy porównani czy każdy z nas dostał zapytania od tych samych osób.
Po siódme: Ogromne problemy z gramatyką i ortografią. Wcześniej na to nie zwracałam uwagi, jednak zastanowił mnie jeden z ostatnich emaili. Czy porządna firma pozwoliłaby sobie na takie cuda jak poniżej:




To już ostatnie dni prezentacji Państwa obiektu : " (....)" w serwisie RezerwujNocleg.com.



Mamy nadzieję, że są jesteście zadowolenie z naszych usług.



Dokładamy wszelkich starań aby sani klienci byli nak najbardziej zadowoleni ze współpracy z naszą firmą.







Jeżeli chcą Państwo zachować ciągłość prezentacji ogłoszenia prosimy uiścić opłatę 100zł netto (123zł brutto) do dnia 08.08.2013r.







Dane do przelewu:

(...)








Po dokonaniu płatności zostanie wysłąna informacja o przedłużeniu okresu ważności, proces werywikacji może potrwać kilka dni.



Zaksięgowanie wpłaty może potrwać kilka dni roboczych, po otrzymaniu płatności zostaną Państwo poinformowaniu mailem.







z wyrazami szacunku,



zespół



RezerwujNocleg.com


Wycięłam dane firmy na konto której nalezy przelać pieniadze. Usunęłam też nazwe obiektu. Natomiast cała reszta wygląda tak jak widać. Te róznice w wielkości czcionki też sa oryginalne, z emaila którego otrzymaliśmy.

Wszystkie spostrzeżenia wymienione powyżej są nie tylko moje. Moi znajomi mają dokładnie takie same wrażenia jeśli chodzi o współpracę z tym portalem ogłoszeniowym.

Czyżby ktoś robił złoty interes na opłatach za przekazywanie zapytań od turystów?Jakie jest prawdopodobieństwo by zaistniały jednocześnie wszystkie wymienione przeze mnie zastrzeżenia i wątpliwości? Jak to możliwe, że żaden z turystów nie zrobił rezerwacji, nie chciał podać numeru telefonu? O ile można uznać, że mogłoby się tak stać w przypadku obiektu który ma pod opieką, to czy możliwe żeby takie same sytuacje miały miejsce w przypadku kilku innych obiektów?

Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Tym bardziej, że rezerwujnocleg.com wysyła kolejne emaile z informacją o możliwości przedłużenia ogłoszenia w ich portalu. Ostatnia oferta była już nie na 100 PLN netto, a na połowę tej kwoty. Nawet jeśli to wszystko to były zbiegi okoliczności, to pechowców nam nie potrzeba i nie będę tam zamieszczać ogłoszeń.

poniedziałek, 29 lipca 2013

GB English dalszy ciąg telenoweli

Minął miesiąc od testu. Miesiąc od zapewnień, że kurs wakacyjny zacznie się w pierwszym tygodniu lipca bo wtedy zostanie podany termin zajęć.

Dzisiaj znowu dzwoniłam do GB English i jak zwykle zero wiążących informacji. Poprzedni mój telefon był 1,5 tygodnia temu i dowiedziałam się, że temat został przekazany do pani menadżer. Szefowa miała skontaktować się ze mną by ustalić możliwość zwrotu pieniędzy.

Podałam numer konta i cierpliwie czekałam. Cierpliwość się jednak skończyła dzisiaj. Pieniądze nie zostały zwrócone, nikt się ze mną nie skontaktował ani telefonicznie ani emailowo.

widziałam,że niedawno znowu pojawiła się oferta tej szkoły na grouponie. Czyżby szukali kolejnych jeleni którzy wpłacą pieniądze, którymi oni sobie poobracają? Co ciekawe otrzymałam od groupona informację, że mój groupon został zrealizowany. No bardzo jestem ciekawa przez kogo i jak.

Widziałam, że w internecie pojawiają się kolejne opinie zbliżone do mojej. Nie tylko mnie szkoła nie jest w stanie zaproponować grafika, co oczywiście nie przeszkadza jej by się migać od zwrotu pieniędzy.

Napisałam dziś na profilu szkoły na facebook'u informację o tym jak szkoła traktuje klientów. Może to komuś pomoże podjąć decyzję co do wyboru szkoły języka angielskiego. Bardzo źle,że tak wyszło. Chciałam przez wakacje podszkolić się, ale zwodzona przez tą szkołę straciłam już miesiąc. Ech... jak to możliwe, że takie firmy funkcjonują na rynku?!

EDIT 2013-07-29 13:20

I stał się cud. W końcu szkoła się ze mną skontaktowała. Nie będzie problemu ze zwrotem pieniędzy. Zaproponowano mi też możliwość odbycia zajęć  jesienią. To bardzo miła propozycja. Pani która zadzwoniła była sympatyczna i rzeczowa. Przeprosiła i dołożyła wszelkich starań by zatrzeć negatywne wrażenie. Pozostało zastanowić się, czy mój kalendarz pozwoli na odbycie zajęć jesienią czy też ubiegać się o zwrot funduszy.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Szkoła języka angielskiego GB English

I wracamy, miało być dzisiaj o pewnym napitku energetycznym, jednak mamy inną sprawę na tapecie. Jaką? A no, istotną.

Kilka tygodni temu na Grouponie była oferta wakacyjnego kursu językowego. Jako, że planowałam lipiec i sierpień stacjonarnie w Warszawie, pomyślałam że to będzie świetna propozycja dla mnie. Wykupiłam kurs w GB English, 2 razy w tygodniu po 2 godziny. Warunkiem zapisania się na kurs było uczestnictwo w teście kwalifikacyjnym. Zadzwoniłam, umówiłam się na spotkanie i test. Zostałam przydzielona na odpowiedni poziom i pozostało czekać na podanie terminu zajęć.


Każdy z przybyłych kursantów miał za zadanie wypełnić ankietę z terminami zajęć które by pasowały kursantom. Ja również taką ankietę wypełniłam. Jestem dość elastyczna jeśli chodzi o zajęcia, jednak to przerosło szkołę. Mimo zapewnień w ciągu tygodnia od testu nikt się ze mną nie skontaktował by podać terminy zajęć. Zadzwoniłam pod koniec tygodnia z prośbą o informację kiedy będą grafiki. Miały być w ciągu tego tygodnia. Nie było. Kolejny tydzień i mój telefon w poniedziałek czy będą grafiki. Znowu zapewnienia, że tak na pewno będą. I tak minął kolejny tydzień. Pod koniec drugiego tygodnia oczekiwania na terminy zajęć napisałam email z prośba o zagęszczenie ruchów w wyznaczaniu terminów zajęć. Email dotarł ale nikt na niego nie odpowiedział.

Dzisiaj moja cierpliwość się skończyła. Napisałam do szkoły GB English, że rezygnuję z kursu u nich, gdyż kurs nie ma szansy być wakacyjnym. w najlepszym przypadku skończy się w połowie września. Co ciekawe, klienci z Groupona nie mają możliwości przełożenia zajęć ani ich "odpracowania".

Cieszyłam się na ten kurs, ale jeśli tak się traktuje klientów już na początku, to co będzie później? Czy tak trudno rozesłać emaile z informacją,że z powodu dużego zainteresowania kursem terminy zajęć bedą podane później? Dlaczego nie odpowiadają na emaile?

Zgłosiłam sprawę do Groupona i będę się ubiegać o zwrot środków. Straciłam zaufanie do GB English.

wtorek, 9 lipca 2013

Po długiej przerwie

Moi Drodzy Czytelnicy,
przez długi czas ten blog był w stanie uśpienia. Pochłonęły mnie różnego rodzaju przedsięwzięcia. teraz jednak siły wracają i pojawiły się nowe pomysły. Już na dniach zaczną się pojawiać noteczki o produktach, przy czym chciałabym kłaść nacisk na produkty pochodzące z Polski. Bądź to produkty polskich producentów, bądź produkowane w Polsce.

Będzie można nas też obserwować na facebooku. Szczegóły już wkrótce!

Do zobaczenia, do przeczytania!

czwartek, 17 stycznia 2013

Odżywka do rzęs Artdeco

Nazwa: Lash Growth Activator

Producent: Artdeco
Cena: 55 PLN
Używany od: 12.2012 r.
Ocena: 3/3

Jak pisałam jakiś czas temu, zdjęłam sztuczne rzęsy które nosiłam przez kilkanaście miesięcy.  Rzęsy naturalne były zmasakrowane. Cienkie, krótkie i osłabione. Postanowiłam zainwestować w odżywkę.Szukałam w internecie informacji i opinii o róznych odżywkach i mój wybór padł na odżywkę Artdeco.

Preparat kupiłam na allegro. Szybciutko doszła koperta, a w niej nieduże tekturowe pudełko z odżywką. Otworzyłam pudełeczko. Fiolka jest smukła, w minimalistycznym stylu.Jest długa, smukła i łatwo ją postawić na półce. Nakrętka z aplikatorem jest szczelna po zakręceniu i nie należy się obawiać wylania produktu gdy wrzucimy odżywkę do kosmetyczki.

Aplikator to kosmata szczoteczka. Dość wygodna w użyciu, choć moim zdaniem mogłaby być nieco sztywniejsza. Wygodnie aplikowałoby się odżywkę na rzęsy. A aplikuje się ją na noc. Trzeba uważać, by nie dopuścić by odzywka dostała się do oka bo piecze piekielnie.


Sama odżywka to istna rewelacja. Po miesiącu używania mniej lub bardziej regularnie rzęsy zyskały i na długości i na gęstości. Na pewno pomogło im zdjęcie rzęs jedwabnych ale nie sądzę by bez odżywki tak szybko nabrały objętości i długości. Dużo mniej ich wypada. Odżywka mnie nie uczuliła chociaż jestem dość wrażliwa na kosmetyki do oczu. Cieszę się, że się zdecydowałam na jej zakup i mogę ją śmiało polecić.
Ogromną zaleta jest ogromna wydajność. Na pewno jeszcze dość długo mi posłuży. Jestem ciekawa dalszych efektów jej stosowania.

środa, 16 stycznia 2013

Meble kuchenne + zabudowa przedpokoju

Nazwa: Meble kuchenne i zabudowa przedpokoju
Producent: Stan Plus Mińsk Mazowiecki
Cena: atrakcyjne
Używany od: 02.2008 r.
Ocena: 2/3

Nie wiem jak to się stało, że przez tyle czasu nie napisałam o Stan Plusie. Firma z którą wożę się do tej pory w tematach reklamacyjnych. Zacznę jednak od początku.
W roku 2008 zamówiłam u nich meble kuchenne oraz zabudowę przedpokoju. Zamówienie składałam jeszcze w ich punkcie na Bemowie. Pani Lilianna (tego imienia i tej osoby nigdy nie zapomnę) to był pierwszy zgrzyt. Początek miała bardzo dobry. Pokazała mi rozwiązania, materiały. Była zorientowana w terminach realizacji, zakresie usług dodatkowych. Światełko ostrzegawcze powinno było mi się zapalić na etapie projektu. Miałam gotowy projekt kuchni chodziło o dopasowanie go do konkretnych frontów StanPlusa. Pani wyrysowała projekt ręcznie. Potem na tym projekcie ręcznie opisała szafki. Chciałam pod blatem półkę na mikrofalówkę, a pod tą półką szufladę. Pani zaparła się, że się nie da. A ja oponowałam. W końcu stanęło na moim. Było jeszcze kilka nieporozumień które jak się potem okazało wynikają po prostu z braku wyobraźni i doświadczenia u pani Lilianny. To jednak wyszło gdy meble do mnie przyjechały. W StanPlusie zamówiłam również AGD, płyte gazową, piekarnik, zmywarkę. Policzyłam, że gdybym kupiła gdzieś indzie i zapłaciła za montaż to wyjdzie to tak samo. Mebelki miały być po 6 tygodniach i były!
Przyjechali panowie spóźnieni tylko 2 godziny i wypakowali szafki. Ustawili szafki w kuchni tak jak mają stać. Stoimy, patrzymy i zaczyna się rozmowa:
Majstry: To teraz niech pani przyniesie to AGD bo musimy wstać na miejsce.
Ja: Ale jak to...?
Majstry: Znaczy się, niech pani powie gdzie stoi to my już przyniesiemy.
Ja: Ale przecież... sprzęt był u was kupowany....wy mieliście przywieźć....
Mastry: Nieeeee.... my tu nie mamy żadnego sprzętu na zamówieniu - przeglądają papiery.
Ja: .... (oczy wyszły mi z orbit, mowę odjęło)


Poszłam po swoje papiery, pokazałam. Zaczęło się dzwonienie. Majstry usiedli na korpusach szafek i smutno zerkają za okno. Pani Lilianna zdziwiona, bo przecież ja nie zamawiałam. Wyjmuję faks z szafy, podłączam i faksuję jej zamówienie przez nią podpisane. pani Lilianna opiernicza mnie przez telefon dlaczego jej o tym nie przypomniałam. W końcu moje AGD się znajduje, ale będzie dopiero na jutro. Informuję majstrów, a ci stwierdzają, że oni nic więcej dzisiaj nie zrobią i idą do domu. Będą następnego dnia o 10 z moim AGD.

Kolejny dzień. Już o 13 przyjeżdżają majstry. Wyładowują AGD. Cudownie. Ustawiają wszystko na miejscach po czym stwierdzają, że w ten sposób to ja nie otworzę okna. Pani Lilianna nie opisała wysokości szafek pod oknem, które jest nieco niżej niż standardowo i szafki były skalkulowane drożej ze względu na nietypową wysokość i głębokość. Majstry szafkę raz dwa obniżają by mieściła się pod oknem. Jednak szafka jest o 60 cm za krótka. I nic na to poradzą. Mówią, że zamontuję sobie tam wsporniki na których będzie trzymał się blat. Dostaję białej gorączki. Dzwonię do pani Lilianny, która kwituje to, że na produkcji ktoś źle przeczytał projekt i to nie jest jej wina. Majstry mają ochotę wyjść bo przecież taka zbyt krótsza szafka to doskonały pretekst by pójść wcześniej do domu. Nie pozwalam jednak na to i co więcej trzymam ich do 17-tej. Są oburzeni ale ja nie odpuszczam, bo montaż mebli miał trwać trzy dni, ja planuję potem wyjazd a tu kuchnia w totalnej rozsypce. W efekcie wszystkie dolne szafki stoją + witrynka. Bez frontów, ale nie martwię się tym. Następnego dnia mieli powiesić szafki, zamontować fronty i położyć blaty.

I tak się dzieje. Następnego dnia panowie spóźnieni tylko dwie godziny przywożą fronty i blaty. wieszają szafki, montują okap, fronty. Wyszłam z kuchni na 15 minut. Po tych kilkunastu minutach wracam i siadam z wrażenia. Wszystkie uchwyty miały być montowane poziomo. A oni część poziomo, a część pionowo zamontowali bo tak jakoś im wyszło. Układają blat pod oknem i wołają mnie. Blat jest o jakieś 15 cm za krótki. Mówią, że mają kawałek takiego blatu na samochodzie i oni przyniosą i dosztukują. Nie wytrzymuję nerwowo. Przez zęby cedzę, że żadnego sztukowania. Obrażeni wynoszą za krótki blat i jadą do domu.

Dzień czwarty. Przywieźli ponownie blat pod okno. Tym razem za wąski - powinien mieć głębokość 80 cm, a oni przycięli z blatu o szerokości 60 cm. Jestem jednak niezwykle spokojna. Kuchnia prawie gotowa. Montują płytę i piekarnik i zmywarkę. Tą ostatnią podłączają do zlewu w taki sposób, że po ich wyjściu z ojcem przez kilka godzin poprawiamy złącze bo zalewało kuchnię. Majstry w dniu czwartym zmontowali szafę w przedpokoju. Poszło gładko gdyby nie to, że nie przywieźli wieszaków na kurtki a montując listwę wykończeniową uszkodzili sufit.

W dniu piątym przyjechał blat pod okno który idealnie pasował. Kuchnia prawie skończona. Montowanie dolnych listę, listew przyblatowych. Aby nie było zbyt kolorowo, listwy przyblatowe są w innym odcieniu niż blat. Wzór się zgadza tylko, że jest w szarości, a blaty w ciepłym beżu. Podpisuję protokól odbiotu z listą reklamacyjną. Okazało się też, że brakuje kartw gwarancyjnych na sprzęt AGD. Dzwonię do pani Lilianny. Nie odbiera ode mnie telefonu.

reklamacja miała być rozpatrzona w ciągu dwóch tygodni. Po wielu telefonach i pisemnym przypomnieniu w końcu przyjeżdzaja listwy przyblatowe i nowa szafka. Szafka pasuje idealnie, natomiast listwy są dokładnie takie same jak te które już mam. Kolejna reklamacja... Rozpatrzona już dwa lata później.

Meble kuchenne i w przedpokoju świetnie się sprawdzają. Nie mam do nich zastrzeżeń. Są odporne na wilgoć (fronty pokryte folią), blaty odporne na zarysowania i uszkodzenia. zawiasy się nie poluzowały ani o milimetr.

Jednak ciąg dalszy nastąpi, bo trzy lata później zamarzyła mi się szafa do pokoju :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Hurtownia artykułów tekstylnych Textilmar

Nazwa: Hurtownia artykułów tekstylnych
Producent: Textilmar
Cena: zróżnicowane
Używany od: 01.2012 r.
Ocena: 2/3

Dużo szyje od kilku miesięcy w związku z tym nie ma dnia bym w internecie nie szukała nowych hurtowni czy sklepów tekstylnych i pasmanteryjnych. Lista takowych jest bardzo długa, ale zakupy robię tylko w kilku. Jedną z hurtowni w której zaopatrywałam się kilkukrotnie jest Textilmar z Gdyni.
Swoje produkty Textilmar sprzedaje w sklepie stacjonarnym którego nie miałam okazji odwiedzić, ale również przez Allegro i sklep internetowy. Te dwa kanały przetestowałam i o tych właśnie dwóch drogach zakupu produktów napiszę dzisiaj.

Pierwsze zakupy w Textilmar zrobiłam w styczniu zeszłego roku. Kupowałam taftę, podszewkę poliestrową, tiule i nici na suknie do jazdy konnej. Korzystałam z oferty allegro. Ceny były atrakcyjne choć nie najniższe, ale liczyła się dla mnie liczba pozytywnych komentarzy jak również szeroki asortyment dostępny u jednego sprzedawcy. Poprosiłam o dobranie nici do barw zamawianych tkanin i z tego Textilmar się wywiązał fantastycznie. Należy dodać, że nici są dobrej jakości, w ogromnej gamie kolorystycznej, a ceny tych nici są rewelacyjne. Szpulka 500 metrów kosztuje 2,20 PLN. W warszawskich pasmanteriach za taki sam nawój trzeba zapłacić od 3 PLN wzwyż.

Tkaniny które zamówiłam również były dobrej jakości, w miarę równo przycięte. Niestety biała  podszewka poliestrowa była pomazana ołówkiem na połowie szerokości tkaniny i około 70 cm długości. Nie stanowiło to jakiegoś wielkiego problemu dla mnie, jednak uważam że takie rzeczy nie powinny się zdarzać.

Tafty miały piękne kolory jednak zasadniczo różniły się gramatura o czym Textilmar nigdzie nie wspominał. Opalizujący fiolet i fuksja były sporo cieńsze niż tafta w kolorze atramentowym. Co za tym idzie, granatowa tafta układała się nieco inaczej niż jej cieńsze koleżanki. Grubszą taftę oczywiście dużo lepiej się szyło.

Tiule ładne, kolory nasycone, jednak trzeba zwrócić uwagę, że 150 cm szerokości jest kwestią mocno umowną. Tkanina na brzegach fabrycznych była nierówna, miejscami trzeba było przesunąć linię cięcia o 1-2 cm. Niewiele, jednak po obu stronach może to dać 4 cm i przy pewnych projektach brak tych 4 cm może stanowić problem.

Ogólnie jednak pierwsze zakupy na plus.

Kolejne zakupy zrobiłam w połowie grudnia. Zakupy poprzedzał email i próby telefoniczne skonsultowania się co do jakości zamawianych tkanin. Po tygodniu w końcu ktoś odebrał. Tłumaczyli się nawałem pracy. Informację o tkaninie jednak otrzymałam i mogłam zamawiać tkaniny i nici. Tym razem zamówienie było realizowane w sklepie internetowym gdyż jedna z zamawianych tkanin nie była wystawiona na allegro. A zamawiałam pikówki w szalonych kolorach, tzw. tkaninę techniczną - gruba bawełna oraz nici dobrane kolorystycznie do pikówek i bawełny.

Paczka dość szybko została skompletowana i w poniedziałek dostałam informację, że przesyłka została wysłana kurierem. W środę przesyłki nadal nie było. Po konsultacji telefonicznej z pracownikiem Textilmar okazało się, że paczka nie została jednak wysłana w poniedziałek tylko dopiero we wtorek. W końcu w czwartek paczka przyszła. Wieczorem rozłożyłam tkaniny i co widzę? Na 5 pikówek, 3 mają wady i skazy. Popuszczone nitki, zaciągnięta tkanina pokrycia, ubrudzona warstwa wierzchnia. Bawełna posiadała ciemniejsze smugi jakby od kurzu albo brudnych dłoni. Na dodatek tkaniny były przycięte nierówno. Jednych było ciut więcej i to jeszcze jest ok, ale innej było o 10 cm mniej. I tu się niestety robi problem. Aż zerknęłam jeszcze raz na stronę sklepu internetowego czy przypadkiem nie kupiłam tkanin II gatunku, nie znalazłam jednak takiej informacji by towar był wybrakowany czy ze skazami.
Złożyłam reklamację wysyłając zdjęcia tkanin. Textilmar dwa tygodnie zastanawiał się co z tym fantem zrobić i po dwóch tygodniach zapadła decyzja, że wyślą mi jeszcze raz pikówki które były reklamowane. Tak tez się stało, dostałam przesyłkę kurierską z pikówkami. Pominę milczeniem fakt, że jeden z kolorów zamieniono i zamiast ciemnego fioletu dostałam intensywny róż. Akurat róz jest piękny i idealnie mi się sprawdzi w moich projektach. Grunt, że sprawa została załatwiona, chociaż trochę to trwało. Tkaniny które mi przysłano były wzorowej jakości. Aż miło było popatrzeć i z przyjemnością będę z nich szyć.


Przesyłki są pakowane w dwa grube worki foliowe. Solidnie to zabezpiecza tkaniny, trzeba jednak uważać przy otwieraniu paczki, by nie uszkodzić tkanin.

Podsumowując, hurtownia świetnie zaopatrzona, ekspresowe realizowanie wysyłek, ale czasem coś stanie na drodze, pojawią się przeciwności i pojawiają się problem. Miło, że pracownicy Textilmar są nastawieni pozytywnie do klienta i nie robią problemu z uznaniem reklamacji. Możliwe, że jeszcze się skusze na zakupy w Textilmar.

środa, 9 stycznia 2013

Bistro Pizza Iglotexu

Nazwa: Bistro Pizza
Producent: Iglotex
Cena: 4 PLN
Używany od: dwa razy, pierwszy i ostatni!
Ocena: 0/3

Od czasu do czasu nachodzi mnie ochota na pizzę mrożoną. Zwykle wybieram Ristorante Dr.Oetkera, ale tym razem nie było. Zaryzykowałam Bistro Pizzą bo na opakowaniu wyglądała całkiem apetycznie. Do tego informacja o Laurze Konsumenta, Grand Prix i Dobra Marka. Fiu fiu, to musi być coś na prawdę pysznego.



 Brałam poprawkę, że w rzeczywistości będzie o połowę mniej składników na cieście, ale ryzyk-fizyk. Wróciłam do domu, otworzyłam pudełko grzejąc piekarnik i ... rozważałam wyrzucenie tego wynalazku. Byłam jednak piekielnie głodna. Pizza do pieca, a ja do komputera i nasmarowałam email do producenta o niniejszej treści:




Dość często kupuję pizze mrożone. Zwykle byli to inni producenci ale skusiłam się na wasz produkt bo na pudełku wyglądał zachęcająco.

Spodziewałam się, że zawartość będzie się różniła od zdjęcia na opakowaniu, jednak żadna pizza mrożona jakie kupowałam do tej pory nie rozczarowała mnie tak jak wasza.

Dlaczego? Obejrzyjcie sobie zdjęcia co jest na opakowaniu a co konsument zastaje wewnątrz opakowania.

Pieczarki w postaci zmielonej papki w niewielkich ilościach. Sera tyle co kot napłakał. Sos pomidorowy cieniuteńką warstwą i oszczędnie co by nie skapnął z placka. Nie ma to nic wspólnego z plastrami pieczarek jakie widziałam na opakowaniu. Ilość sera też kilkukrotnie mniejsza niż na obrazku. Różnica w ilości sosu pomidorowego również jest dostrzegalna na pierwszy rzut oka.

I powstaje pytanie czy długo macie zamiar mamić klientów atrakcyjnym zdjęcie na opakowaniu, w środku podając to godne pożałowania coś?

Smacznego (mam nadzieję, że w stołówce pracowniczej ktoś wam poda wasze produkty),
Aleksandra


Kilkanaście minut później wyjęłam pizze z piekarnika. Po dołożeniu własnych dodatków wyglądała nieźle. Pierwszy kęs... ciasto do bani. Mimo programu do pizzy który z mrożonek robi cuda, tutaj czary mary na nic się zdały. Paskudztwo. Niedoprawione, ubogie w smaki paskudztwo!

Od tej pory gdy widzę na czymkolwiek logo Iglotexu to omijam wielkim łukiem ten produkt. Jeśli wszystkie produkty mają tak dopracowane jak ta nagradzana pizza to ja dziękuję. I kto przyznał tej pizzy tyle nagród? za co ja się pytam?

Oczywiście na email nie otrzymałam odpowiedzi.